Jezus zadał swoim uczniom pytanie. Za kogo uważają Mnie tłumy? Za kogo Mnie uważacie? Za Mesjasza Bożego. Nikomu o tym nie mówcie. Wydaje się, że Jezus unika prawdy o sobie, nie chce szczerze ujawnić siebie tłumom, a z największą trudnością odsłania prawdę o sobie tym kilku czy kilkunastu mężczyznom. Dzisiaj ludzie bardzo chętnie mówią o sobie, nawet o najintymniejszych sekretach, o seksie, rozpaczy, zdradach, nienawiści, skrajnych poglądach czy orientacjach, fizjologii, i to często dość wulgarnie, ekscentrycznie, demonstracyjnie. Nie istnieją już żadne granice dyskrecji. Mówi się o sobie i o innych. Wystarczy zajrzeć do internetu, aby nasza wrażliwość została znokautowana. Podejrzewam, że ten rodzaj szczerości jest raczej wyrazem usilnego pragnienia zaistnienia, rozpaczliwym zmaganiem z dojmującym odczuciem uczuciowej pustki oraz doświadczaniem czegoś w rodzaju korozji istnienia. Ktoś, kto JEST, nie musi tego krzykliwie udowadniać, a nawet jeśli jego JESTEM jest ekskluzywne, wyjątkowe, boskie, będzie się starał jak najbardziej skromnie je ukryć.