Nikt z nas nie jest w stanie wyłożyć – samemu sobie czy drugiemu – Boga na stół. To, co nieudowadnialne w sposób absolutny, my uważamy za prawdę. Ma poważne uzasadnienie. Nam, wierzącym, musi leżeć na sercu los ludzi, którzy określają się jako agnostycy czy ateiści. Być może budzi w nich lęk mówienie o nowej ewangelizacji, jakby oznaczało to, że muszą się stać przedmiotem misji. Jednakże kwestia Boga pozostaje aktualna również dla nich. Poszukiwanie Boga to jeden z głównych motywów powstania zachodniego monastycyzmu, a wraz z nim kultury zachodniej. Pierwszy krok ewangelizacji polega na podtrzymywaniu przy życiu tegoż poszukiwania. To ważne słowa. Warto do nich dodać inne, napisane wiele lat temu przez ks. prof. Josepha Ratzingera: Zarówno wierzący, jak i niewierzący, każdy na swój sposób, doświadczają zwątpienia i wiary, jeśli tylko nie ukrywają się sami przed sobą i przed prawdą swego istnienia. Nikt nie może uniknąć całkowicie wątpienia ani całkowicie wiary; dla jednych wiara będzie istniała przeciw wątpieniu, dla drugich przez wątpienie i w formie wątpienia. […] Może właśnie wątpienie jednego i drugiego człowieka chroni ich przed zasklepieniem się w sobie i mogłoby się stać miejscem spotkania. Nie pozwala im zamknąć się w sobie, każe wierzącemu dojrzeć człowieka w niewierzącym, a niewierzącemu w wierzącym.