Święty Wojciech biskup i męczennik główny patron Polski miał być rycerzem. Choroba pokrzyżowała plany: kiedy malec umierał, prawdopodobnie z przejedzenia, rodzice złożyli go na ołtarzu i ofiarowali Bogu. Kiedy wyzdrowiał, wypadało, by byli konsekwentni – posiali więc Wojciecha do szkoły w Magdeburgu, żeby przygotował się do bycia duchownym. Tak się zaczęła długa droga człowieka, który z ludzkiej perspektywy nieustannie przegrywał. W dwóch relacjach na temat naukowych postępów Wojciecha pojawiają się jego zgoła różne obrazy. Jan Kanapariusz pisze o chłopcu świątobliwym, pilnym i unikającym zabaw, co jest raczej mało prawdopodobne. Bruno z Kwerfurtu, bliższy Wojciechowi, wydaje się być większym realistą w jego ocenie. Wojciechowa inteligencja i pojętność nie zawsze szła w parze z pilnością, kiedy jednak po dziewięciu latach nauki wychodził ze szkoły, mógł się pochwalić ówczesną wiedzą i znajomością kultury. I choć to ważne, nie ważniejsze jednak niż to, czego Wojciech nie otrzymał – nie otrzymał bowiem mistrza. Jego nauczyciel Otryk, choć zwany drugim Cyceronem, był człowiekiem próżnym i łasym na zaszczyty; zdecydowanie nie nadawał się na wzór do naśladowania.