Czas upływa niezmiernie szybko. Przeżywamy już piątą niedzielę wielkanocną. Dzisiejsza Ewangelia ukazuje nam scenę, jaka miała miejsce w Wieczerniku przed męką Jezusa. Nauczyciel opowiada apostołom o Ojcu i swoim odejściu z tego świata, a my obserwujemy, że są całkowicie zdezorientowani wobec tego, co słyszą. Tomasz i Filip zadają Mu pytania, bo chcą się dowiedzieć, dokąd idzie, i pragną, aby im pokazał Ojca, o którym nieustannie wspomina. Mistrz zaś jest zdziwiony, że oni jeszcze tego nie rozumieją. W drodze do domu Ojca nadzieja zmartwychwstania łączy się z trwogą związaną z pytaniem, czy będzie tam miejsce dla mnie, czy będę zbawiony. A jeśli tak, to jak będzie wyglądało moje nowe mieszkanie. Na ziemi wiem, co mam, choć nie jest to doskonałe, to jednak przyzwyczaiłem się, a z jaką rzeczywistością spotkam się po śmierci? Te lub inne pytania pojawiają się wtedy, gdy myślimy o naszej śmierci. One zawsze się pojawiają, gdy człowiek wybiera się w jakąś daleką drogę, a są tym ostrzejsze i budzą niepewność, kiedy myślimy o drodze prowadzącej z ziemi do nieba. Wszystkie niepewności, które rodzą się w człowieku w obliczu tajemnicy śmierci, chce rozwiać Jezus, kiedy mówi: „Niech się nie trwoży serce wasze (…). W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział”. Jezus zapewnia nas, że jest dla nas mieszkanie w domu Ojca. Mało tego, On tam idzie przed nami, aby je przygotować, urządzić pod kątem naszych upodobań, najskrytszych marzeń. Przecież Jezus zna nasze pragnienia, słyszy nasze prośby.