Przychodzi na nas taki czas, kiedy zaczynamy czuć się nieswojo, krótkie dni i chłód potęgują nasze poczucie. Szukamy instynktownie czegoś, co by nas pobudziło, co pozwoliłoby nam być pełnymi werwy i gotowymi do działania. Czegoś, co mogłoby nas odnowić i zaszczepić w nas nadzieję i siłę. Nie chodzi tu jednak ani o depresję jesienną, ani o chandrę. Cykl roczny wpycha nas w system podsumowań rocznych, każe się nam rozliczać z działań i dążeń, które chcieliśmy zrealizować w ciągu 12 miesięcy, a jednocześnie daje nam nadzieję na to, że jeśli nawet nie wszystko jest zrealizowane, to mamy szansę ponowić próbę realizacji w nadchodzącym roku; nasze oczekiwania rosną z każdym dniem przybliżania się nowego roku. Okres który jest przed nami wymaga zastanowienia, jak również jest czasem, w którym powinniśmy popracować nad sobą i swoją rodziną by móc wspólnie z naszymi bliskimi przy stole wigilijnym. Popracować nad sobą to oznacza by być przygotowanym. Powinniśmy czuwać, modlić się i pracować, nie tylko dla siebie, ale również nad sobą, nad naszą radością i oczekiwaniem, nie cudów, ale spraw, które nam pomogą przeżyć ten okres. W życiu chrześcijańskim, niezależnie od pory kalendarzowej, takim rocznym bilansem, oczyszczającym nas i przygotowującym do nowych przeżyć, jest Adwent. Ten radosny czas pozwala nam przygotować się na przyjście Pana, a więc przygotować do świąt Bożego  Narodzenia, podczas których wspominamy to, co jest podstawą naszej wiary, czyli pierwsze przyjście Syna Bożego na ziemię, mając równocześnie nadzieję doczekania ponownego Jego przyjścia na ziemię. Dlatego też w Ewangelii słyszymy o potrzebie czujności, o potrzebie czuwania.