Zbliża się czas spowiedzi przedświątecznych. W dużej większości zdajemy sobie sprawę jak ważnym jest ten czas. Jeżeli planujemy przed świętami wybrać się do spowiedzi zacznijmy od pytania: po co to robimy? Dla niektórych katolików spowiedź kojarzy się jak najgorzej. Tym gorzej, jeśli to spowiedź przedświąteczna odłożona na ostatnią chwilę. Na szybko, w tłumie, ze zmęczonym księdzem. Chcemy mieć ją z głowy i z czystym kontem przeżywać święta Bożego Naodzenia. Problem polega na tym, że nie powinniśmy się spowiadać z okazji, ale z grzechów. Ten nasz "masowy katolicyzm” nie sprzyja spowiedzi. Nie ma czasu na spotkanie z człowiekiem, jest za to długa kolejka czekających. A ksiądz po dwóch godzinach w konfesjonale nie słyszy już własnych myśli. Z sondy przeprowadzonej przez jeden z katolickich portali intermetowych wynika, że 30 proc. katolików spowiada się raz w roku. Ok. 20 proc. raz w miesiącu, nieco więcej deklaruje wiarę, ale do spowiedzi nie chodzi w ogóle. Spowiedź jest trudna dla obu stron, a słuchanie cudzych grzechów nie jest przyjemne. Penitent powinien wierzyć, że w konfesjonale grzechów słucha sam Bóg. Kłopot w tym, że za kratką widzi zwykłego księdza.Przystępując do spowiedzi często w tyle głowy czyha obawa, że tym razem przesadziłem i rozgrzeszenia nie będzie. Są jednak ludzie, którzy podchodząc do konfesjonału, z góry wiedzą, że rozgrzeszenia nie będzie. Mimo to chcą pogadać, poradzić się, umocnić wiarę. Jeśli widać, że w człowieku nie ma troski o życie duchowe, spowiednik ma obowiązek zadać pytania. Bardzo trudne są masowe spowiedzi przedświąteczne; nie dlatego, że jest ich dużo, ale z tego powodu, że często brak tam nawrócenia.