Różnie się mówi o ludziach mądrych. Filozof potrafi rozróżniać, bo taka jest pierwsza zasada nauki, którą się zajmuje. Poeta jest mądry, gdy potrafi znaleźć właściwe słowo i za jego pomocą odpowiednio nazywać rzeczy. Artysta musi dostrzec to, czego nikt poza nim nie widzi. Zupełnie inaczej jest z mądrością chrześcijanina, o której możemy przeczytać w dzisiejszej Liturgii Słowa. Czytanie z Księgi Syracydesa poucza, że mądrość Boża mieszka w Jego ludzie. Te rozważania są tym potrzebniejsze, im większy jest wpływ współczesnej kultury, tak bardzo opartej na oświeceniowym przekonaniu, że nie ma rzeczy nieodkrywalnych, są jedynie rzeczy nieodkryte. Ludzkość zawsze miała tendencję do przechodzenia z jednej skrajności w drugą. Poznawczy sceptycyzm, przyjmujący wiele postaci w historii filozofii, doprowadził niejeden umysł do ostateczności, którą wypowiedział Sokrates: „Wiem, że nic nie wiem”. Na drugim biegunie spotykamy postawy bliższe naszej epoce. Ich wspólnym mianownikiem jest silne przekonanie o wielkości swojego umysłu, którego paradoksalnie nie potrafią osłabić tak liczne doświadczenia ludzkiej niemocy – w medycynie i wielu innych dziedzinach, gdzie poruszamy się po omacku. Pycha jest źródłem wielu, jeśli nie wszystkich, ludzkich grzechów. Szatańskie: „nie będę służył” – mimo upływających wieków nie straciło swej aktualności. Dlatego w drugim czytaniu z dzisiejszej niedzieli znajdujemy słowa św. Pawła, który w Liście do Efezjan oddaje cześć Chrystusowi. Na jego wyznaniu można oprzeć chrześcijańską koncepcję mądrości. Mimo że świat jest niechętny wszelkim przejawom uniżenia, wyznawcy Chrystusa oddają chwałę Zbawicielowi.