To, co mogło wydawać się tragicznym końcem, w rzeczywistości jest radosnym początkiem nowego życia. Kończy się rok liturgiczny, który kolejny raz przypomniał nam przebieg historii zbawienia świata. Mijające dni kierują nasze myśli ku sprawom ostatecznym człowieka. Wymienia je Mały Katechizm: są to 1) śmierć, 2) sąd, 3) niebo (lub piekło). Zamiast tradycyjnego: „rzeczy ostateczne”, lepsze wydaje się określenie: sprawy ostateczne. Śmierć, sąd, wieczne szczęście zbawionych, są przecież osobistym spotkaniem z kochającą Osobą – Chrystusem Zbawicielem. Żyjemy oczekiwaniem na to spotkanie. Każda przeżyta msza św. przypomina: „oczekujemy Twego przyjścia w chwale”. Pan Jezus jest od początku Tym „Który przychodzi” (Ap 4,8). Przyszedł do nas na ziemię po raz pierwszy, gdy narodził się w Betlejem, by odkupić świat i wezwać do nawrócenia.
Od tego czasu przychodzi nieustannie na ołtarz w każdej mszy św. Przychodzi też we wszystkich sakramentach św. by ponowić swoje zaproszenie do nawrócenia i umocnić łaską nasze siły. Ostatecznie powróci w Dniu Ostatnim, by „wszystko, co jest, sobie podporządkować” (Flp 3,21). Ten, który dla naszego zbawienia, pozwolił siebie niesprawiedliwie osądzić „pod Ponckim Piłatem” będzie „sądzić żywych i umarłych a Królestwu Jego nie będzie końca”. Nie powróci samotnie. Całym sensem ziemskiego życia Chrystusa było utworzenie sobie „Mistycznego Ciała” – Kościoła. Przyjdzie z tymi, którzy są Jego Ciałem – to „święci będą sędziami tego świata” (1 Kor 6,2). Do nich więc, a nie do zło czyniących należy ostateczny triumf, którego z nadzieją oczekujemy. Ewangelie z niedzieli przed uroczystością Chrystusa Króla Wszechświata ukazują, że Jezus powróci po każdego z nas by zabrać go do siebie, choć nie pojmujemy wszystkich szczegółów tego wydarzenia opisanego jedynie w obrazach.
Red.