Ciężko nam w życiu zapracować na akceptację. A przecież chcemy być akceptowani czy to w danej grupie, czy to wśród tych, którzy przynajmniej tak samo myślą. Co stoi na przeszkodzie? Dzisiejsze pierwsze czytanie traktuje o chorobie, jaką jest trąd. Wszyscy chorzy musieli bezwzględnie przestrzegać przepisów określających, co mają robić. „Trędowaty, który podlega tej chorobie, będzie miał rozerwane szaty, włosy w nieładzie, brodę zasłoniętą i będzie wołać: "Nieczysty, nieczysty!" (Kpł 13,45). A zatem byli izolowani od reszty społeczeństwa. Mogłoby się wydawać, że to już zamierzchła przeszłość. A jednak nie. W dzisiejszych czasach coraz częściej mamy do czynienia z inną odmianą tej choroby: z trądem społecznym. Jest to choroba bezobjawowa, lecz dotkliwa dla porażonych. Chorzy, tak jak w przypadku prawdziwych trędowatych, zostają izolowani od reszty, a dodatkowo są traktowani jako zło niechciane, niepotrzebne i zbyteczne. Mimo, że mają czasami do przekazania wiele dobrych wiadomości, rad czy informacji, to nie widzi się ich, nie czyta, depcze się ich godność, a nawet zabija psychicznymi sztyletami. Ci, którzy „chorują”, w większości są ludźmi wrażliwymi, bogatymi wewnętrznie, ale dla innych niemodnymi, wręcz dewotami, są skazani na niezrozumienie, na wyśmiewanie. Izolowani, w dalszym ciągu tworzą, myślą, pracują (np. wolontariat), pragną być pomocni i potrzebni. I za to właśnie są wyśmiewani. Dlatego też słuchając czytań i Ewangelii, oczyma wyobraźni rozejrzyjmy się wokół siebie. Czy obok, niedaleko, są tacy, którzy przez nas lub przez grupę zostali odsunięci jak  trędowaci?