W chwilach refleksji po utracie kogoś bliskiego pojawiają się w naszych myślach różne obrazy. Przypominamy sobie wszystkie sytuacje kojarzące się z osobą, której zabrakło. Te momenty dobre i te lepsze, bo w kontekście utraty zapominamy o momentach złych. Możemy również odczuwać żal, mieć pretensje, ale tylko do tych, którzy – jak myślimy – przyczynili się do tego, że osoby kochanej już nie ma z nami. W przypadku śmierci i zmartwychwstania Jezusa również dokonujemy podsumowań, rozliczeń ze wspomnieniami. Ale tutaj odczucia są zupełnie inne. Chociaż wiemy, że umarł śmiercią straszliwą, to równocześnie mamy świadomość, że On żyje, że dalej jest z nami, mimo upływu wieków. Świadomość, że męka i śmierć Jezusa były podyktowane Jego wielką miłością do nas, jest świadomością trudną. Z jednej strony smucimy się, mamy poczucie żalu, wstydu, zaś z drugiej strony wiedza, że dzięki temu dostępujemy Zbawienia, powinna w nas wzbudzać radość. Jak pogodzić ze sobą te dwie sprzeczności? Odpowiedzią na nasze wątpliwości są słowa z Dziejów Apostolskich: „wiem, bracia, że działaliście w nieświadomości, tak samo jak zwierzchnicy wasi. A Bóg w ten sposób spełnił to, co zapowiedział przez usta wszystkich proroków, że Jego Mesjasz będzie cierpiał. Pokutujcie więc i nawróćcie się, aby grzechy wasze zostały zgładzone.” (Dz 3,17-19).  To słowa kojące, lecz jednocześnie mogą wzbudzać w nas poczucie winy. Ale w tym wypadku poczucie winy jest doznaniem pozytywnym, bowiem gdy zgrzeszymy, powyższe słowa wywołują żal i skruchę, prowadzą nas do konfesjonału, do wyznania grzechów i pojednania z Bogiem.