W przypadającą w dniu wczorajszym 95. rocznicę śmierci o. Wenantego Katarzyńca, cichego bohatera codziennej świętości i przyjaciela św. Maksymiliana, zachęcamy do zapoznania się z jego krótką biografią. O. Wenanty (Józef) Katarzyniec, syn Jana i Agnieszki, urodził się w Obydowie, w wiosce leżącej koło Żółkwi, a 46 km od Lwowa, dnia 7 października 1889 r. Pochodził z bardzo ubogich rodziców, których gospodarstwo rolne wynosiło zaledwie dwa i pół morga pola. Jego dziecięce życie było już kierowane wiarą i myślą o zbawieniu. Był nadzwyczaj posłuszny rodzicom, zgodliwy wśród rówieśników, skromny w wyrażaniach. Był dzieckiem według woli Bożej. Jak wiele chłopców z jego wioski chodził do szkoły, do Kamionki Strumiłowej, odległej o 4 km. Uczył się pilnie, odpowiadał najlepiej. Przed lekcjami się spieszył, aby służyć do Mszy św. W życiu z rówieśnikami był delikatny, usłużny, chętnie pomagał słabszym.

 

Do gimnazjum nie mógł chodzić, bo nie miał czym opłacać i nauki i pobytu we Lwowie. Wiec skończył seminarium nauczycielskie, bo tam nauka mniej kosztowała. Pragnął jednak zostać kapłanem i zakonnikiem. Posłuszny powołaniu wstąpił do OO. Franciszkanów we Lwowie. Dnia 15 sierpnia 1908 r. otrzymał habit, a po roku nowicjatu złożył śluby zakonne. Studia filozoficzne i teologiczne skończył w klasztorze w Krakowie. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1914 r. Jako młody kapłan pracował najpierw w Czyszkach koło Lwowa, jako wikary. Ludzie na niego patrzyli jak na anioła. Odznaczał się nadzwyczajną pracowitością i prawdziwą świętością życia. Pracowity i wymowny na ambonie. Był pokornym i skromny w kontakcie z innymi ludźmi. Cnoty, którymi jaśniał, zwróciły na niego uwagę przełożonych. Przełożeni w drugim roku kapłaństwa mianowali go magistrem nowicjuszów. Jako wychowawca młodzieży, prowadził ją znakomicie. Wszczepiał w nią prawdziwego ducha zakonnego. Młodzież do niego lgnęła, darząc go całkowitym zaufaniem. Ponieważ był słabego zdrowia, wskutek choroby jaką przeszedł w 1918 r. wywiązała się u niego gruźlica. Myślano, że lepsze powietrze poprawi mu zdrowie. Przełożeni przeto wysłali go w roku 1920 do klasztoru w Kalwarii Pacławskiej, koło Przemyśla. O. Wenanty już nie wyzdrowiał. Dnia 31 marca 1921 r. zmarł na Kalwarii Pacławskiej. W chorobie był spokojny, z tęsknotą czekał śmierci. Prosił współbraci, aby się modlili o wcześniejszą śmierć dla niego. A gdy umarł ci, którzy go znali zaczęli modlić się za jego przyczyną. Okazało się wkrótce, że O. Wenanty chętnie spieszy z pomocą tym, którzy się za jego wstawiennictwem modlili. Przed druga wojną pełno było podziękowań, które drukowały czasopisma religijne, zwłaszcza „Rycerz Niepokalanej” i „Pochodnia Seraficka”. Szczególniej nad rozszerzeniem czci dla tego świątobliwego franciszkanina zabiegał o. Maksymilian Kolbe i jego brat o. Alfons Kolbe. Ten ostatni napisał pierwszą o nim monografie. O. Wenanty życiem swym wykazał, co jest na ziemi wartościowe i czego szukać należy. Jego życie jest przykładem, że najwartościowszą rzeczą człowieka na ziemi jest służba Bogu i zbliżenie się ustawiczne do Boga. Wielka liczba łask otrzymanych za jego wstawiennictwem skłoniła Władze Kościelne, do rozpoczęcia w 1949 r. procesu informacyjnego o heroiczności życia, cnót i świętości oraz udzielonych łask za pośrednictwem tego ukrytego zakonnika. Proces ten odbył się w Kurii Biskupiej w Przemyślu, ponieważ grób o. Wenantego znajduje się na terenie tej diecezji. Do dokumentów procesu dołączono ponad 300 dowodów łask nadzwyczajnych otrzymanych za jego przyczyną. Po procesie informacyjnym, dnia 16 sierpnia 1950 r. dokonano ekshumacji jego zwłok z cmentarza kalwaryjskiego i złożono je w kamiennym grobie przy tamtejszym kościele, gdzie jako kapłan głosił swoje ostatnie kazanie.

za www,franciszkanie.pl/pl/red.
Fundacja Radia Niepokalanów