W poniedziałek, 4 kwietnia w uroczystość Zwiastowania Pańskiego, podczas Eucharystii o godz. 18.30, uroczyście do naszej franciszkańskiej świątyni zostały wprowadzone relikwie błogosławionych braci męczenników: o. Zbigniewa Strzałkowskiego i o. Michała Tomaszka. Mszy św. kolncelebrowanej przewodniczył O. Zbigniew Kubit gwardian i proboszcz naszej Parafii. Homilię wygłosił o. Witold Kuźma z Wrocławia, który razem z bł. o. Michałem Tomaszkiem studiował w naszym franciszkańskim seminarium w Krakowie. O. Witold mówiąc o franciszkańskich męczennikach przywołał kilka osobistych wspomnień związanych z błogosławionymi, a także przypomniał definicję świętości według św. Jana Pawła II. Świętość polega na miłości – mówił często Jan Paweł II. Tak zwięzła i prosta jest definicja świętości. Świętość bowiem w swej istocie nie jest niczym innym jak uwydatnieniem w życiu człowieka tego, czym człowiek od początku jest w zamiarze Bożym, a więc czym jest najbardziej – Jego obrazem.

Jeśli zaś Bóg sam jest miłością, to czymże ma być Jego obraz? Świętość więc polega na miłości kontynuował O. Witold. Całe zatem dążenie do świętości, o którym tyle jest mowy w Kościele, jest dążeniem do miłości, czyli do tego, czego człowiek pragnie i szuka najbardziej. Człowiek bowiem jest stworzony, żeby kochać i być kochanym. Doskonale rozumieli to nasi franciszkańscy męczennicy z Peru niedawno wyniesieni do chwały błogosławionych. Choć trzeba przyznać szczerze, że nie była to w ich wypadku droga prosta. Bo takie rozumienie powołania do świętości aż po oddanie życia ze względu na Chrystusa i bliźnich nie jest łatwa. Tak rozumiana świętość jednak należy do naszej najgłębszej natury. Co więcej, brak takiej świętości czyni nas ludźmi nieszczęśliwymi. Chrześcijaństwo jest bardzo proste. Jest tak proste, że każde dziecko może je pojąć. Również świętość – owoc chrześcijaństwa – jest dziecięco prosta. Czemu więc narosło wokół niej tyle nieporozumień i fałszywych interpretacji? Stało się tak dlatego, że człowieka obarczonego konsekwencjami grzechu nie stać na prostotę. Już sama perspektywa prostoty wzbudza lęk. Wzbudza ona taki lęk, że co odważniejsi starają się ją pozbawić prawa do istnienia ośmieszając ją i wykpiwając. Ludzie prości nawet w naszym na wskroś chrześcijańskim kraju (ponad 90% przyznających się do wiary) nie mają łatwego życia. Jeśli się ich już nie lekceważy i nie ośmiesza, to przynajmniej patrzy się na nich z politowaniem. Dlatego każdy normalny człowiek z odrobiną inteligencji chowa się z swoją pierwotną dziecięcą prostotą (każdy ją przecież kiedyś posiadał i jakoś w sobie nadal nosi) w gąszcz własnych kombinacji i pomysłów na życie. Z czasem gąszcz ten staje się tak nieprzenikliwy, że już nie widać drogi wyjścia. Jeśli takiemu człowiekowi wspomnieć o świętości, od razu powie, że to nie dla niego. Może dla księży, zakonników, czy sióstr zakonnych. Ale i księża, zakonnicy, czy siostry zakonne, którzy niejako profesjonalnie powinni dążyć do świętości, też mają z nią swoje problemy, które tak naprawdę wcale nie różnią się aż tak bardzo od problemów ludzkich. Wszędzie tak bardzo trudno jest być prostym. Zawsze trzeba się ukrywać, jeśli już nie siebie całego, to przynajmniej, jakąś część siebie. Nie przez przypadek mówi się o najskrytszych pragnieniach, tzn. takich, których nikomu się nie odkrywa, chyba że komuś szczególnie zaufanemu i to w wyjątkowych sytuacjach. Tymczasem te najskrytsze pragnienia są zwykle najprostszymi, najbardziej podstawowymi, najbliższymi świętości. Nie są to przecież pragnienia bogactwa, przyjemności, sławy czy tym podobne. Od tych najskrytszych pragnień zaczyna się świętość. i na takich drogach w sposób prosty ale i jednoznaczny podążali drogą do świętości nasi błogosławieni współbracia O. Michał i Zbigniew. Każdy nosi jej ukryte zalążki w sobie. Niekiedy zostają one przez tzw. normalne życie i jego ciężkie doświadczenia tak przykryte, że nie ujawniają się nigdy, albo jeśli już to w zdeformowanej, wręcz karykaturalnej postaci głębokiego niezadowolenia, czy nawet depresji, których przyczyny trudno odgadnąć. Bywa, że ujawniają się dopiero w godzinie śmierci, kiedy nie ma się już nic do stracenia. Świętość kojarzona jest zwykle z tytanicznym wysiłkiem i heroizmem, i słusznie, ale jest to najpierw wysiłek i heroizm Boga, nie człowieka, aby człowieka przyprowadzić do siebie. Ten tytaniczny wysiłek Boga obecny jest w całym objawieniu, a szczyt swój osiąga w Ogrójcu i na krzyżu. Cały zaś wysiłek człowieka i jego heroizm w dążeniu do świętości polega na prostym powierzeniu się tej pracy Boga nad nim, czyli na powierzeniu się Jego miłości, która rodzi miłość w nas. Bóg nie chce naszej pośpiesznej służby. To on pierwszy pragnie nam usłużyć. Nie przez przypadek mówi Jezus do wzbraniającego się przed umyciem mu nóg Piotra: Jeśli Cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze mną. Nie ma innej drogi do świętości. Sama praca nad sobą, sumienne pełnienie swoich obowiązków, czy asceza nikogo nie doprowadziły do świętości. Do świętości – powtórzmy to jeszcze raz – prowadzi wiara w miłość Boga, która owocuje miłością w życiu człowieka. Pięknie wyraża to prefacja o świętych w swym oryginalnym brzmieniu – a wieńcząc ich zasługi wieńczysz twoje dary. Tak więc zasługi świętych są w istocie darami Boga. Toteż świętym może być każdy, kto dary Boga przyjmuje jako dary Boga właśnie, przyjmując je w pełni i z prostotą, a nie wybiórczo, tak jak jemu pasuje. Świętość nie jest żadnym ideałem i nie jest też zadaniem dla idealistów. Ona jest życiem, żywą, codzienną relacją międzyosobową, czymś niezwykle realistycznym. Tylko pozbawieni złudzeń realiści zostają świętymi. Nie ma i nie było świętych marzycieli. Wielu z nas nie zdaje sobie sprawy, jak mocno po ziemi stąpali święci, jak dobrze znali najciemniejsze strony życia aż po myśli samobójcze włącznie, jak realistycznie oceniali swe własne możliwości. To nie ludzka słabość i związane z nią błędy są przeszkodą na drodze do świętości. Bóg z większych słabeuszy niż my uczynił świętych. On jest specjalistą od rzeczy po ludzku niemożliwych. Wielu jest świętych, którzy prowadzili życie zupełnie nieświęte w potocznym pojęciu. Każdego z nich Pan Bóg doprowadził do poznania siebie. Ich zaś osobistą zasługą było tylko to, że w decydujących momentach pozwolili działać Bogu w ich życiu, że choć zmagali się z Bogiem, nie zacięli się w oporze. Bóg zaś wykorzystał tę szczelinę, aby ich życie rozświetlić i to tak, że z ciemności stało się ono światłem także dla nas. Każdy z nich po wielu zawirowaniach i negatywnych doświadczenia staje się człowiekiem prostym, dla którego liczy się tylko miłość. Św. Paweł napisze: Dla mnie żyć to Chrystus, a umrzeć to zysk. Obecnie człowiek jest poddawany różnego rodzaju wpływom, wiele osób uważa, że wiara jest zbędnym elementem, który tylko komplikuje ludzką codzienność. Tylko człowiek o mocnej, niezachwianej wierze jest w stanie osiągnąć stan świętości w takich warunkach. To także osoba, mająca cechy apostolskie. Wszak każdy wierzący jest zobowiązany pokazywać innym jak wygląda prawdziwie chrześcijańskie życie. Święty nie tylko jest przykładem, ale także dobrze zna swoją religię i potrafi zachęcić i nawrócić na nią inne osoby. Oczywiście nie można sobie wyobrazić świętego unikającego kontaktu z Bogiem. Osoba, której nadano miano świętej, to taka, która…która w wirze codziennych wydarzeń potrafi znaleźć chwilę na Pana Boga. W XXI wieku święty to nie człowiek wysyłający wiadomości w przerwie między zajęciami, lecz, taki, który wykorzystuje ją kierując swoje myśli do Pana. To także człowiek dobry. Jego postępowanie jest dla innych przykładem Nie krzywdzi innych, jest pełen zapału i zaangażowania w rzeczy, które robi. Mimo tego, że otoczenie wokół wyznaje zasadę po trupach do celu, jest on pełen chrześcijańskiego miłosierdzia i zawsze skory do pomocy bliźniemu.Nie jest to osoba separująca się od ludzi, wręcz przeciwnie szuka ona kontaktu z bliźnim, którego szczerze miłuje. Robi wszystko, aby pomóc mu w trudach codzienności, dzieli z nim zarówno sukcesy jak i porażki, nigdy nie dąży do osiągnięcia jego nieszczęścia. Chcąc być świętym nie można zaangażować się tylko częściowo. Trzeba dawać z siebie wszystko, aby uczynić swe życie dobrym. Zaangażowanie we wspólne inicjatywy w parafii jest jedną z dróg do świętości.Najważniejszą cecha, która pozwoli na osiągnięcie tego stanu jest bezinteresowność. Postępowanie świętego nie wynika, z lęku przed Bożą karą bądź chęci osiągnięcia korzyści, lecz szczerej wiary. Nie czyni on dobrych rzeczy licząc na łaski Boże. Świętym zostać niełatwo, współczesność również nie ułatwia tego zadania. Takie cechy charakteryzowały naszych błogosławionych i bo końca byli im wierni – podsumował O. Witold.Trzeba jednak pamiętać, że człowiek został powołany do świętości i powinien dążyć do jej osiągnięcia. Po zakończeniu Mszy świętej wierni zgromadzeni na uroczystej liturgii mieli okazję uczcić relikwie błogosławionych O. Michała i Zbigniewa umieszczone w relikwiarzu. Relikwiarz, ten to drewniany krzyż, na wzór tego, który postawiono w miejscu męczeńskiej śmierci franciszkańskich misjonarzy. Znajduje się na nim także franciszkańskie pozdrowienie „Pokój i dobro” w języku hiszpańskim oraz rok ich męczeńskiej śmierci i beatyfikacji.

Red.