Jak się nazywasz? Kim jesteś? Gdzie mieszkasz? Kim są twoi bliscy? Co lubisz? Co ci sprawia przyjemność? Jaki masz samochód? Jakie są twoje marzenia? Co jest twoim największym zmartwieniem? To pytania, na które łatwo odpowiedzieć. Nie trzeba się długo zastanawiać. Odpowiedzi nie pociągają za sobą jakichś szczególnych konsekwencji. Nie niosą żadnych zobowiązań. Są jednak także inne pytania. Nie można na nie odpowiadać bezmyślnie. Trzeba się zastanowić, zajrzeć nie tylko do swego umysłu, ale także do serca. Na przykład pytanie: kogo kochasz najbardziej? Odpowiedź na takie pytanie nie jest sprawą obojętną. Pociąga za sobą skutki. Jeszcze trudniejsze jest pytanie: czy mnie kochasz? Odpowiedź jest albo zobowiązaniem, albo odrzuceniem. Zawsze wiąże się z podejmowaniem decyzji, z wyborem, z odpowiedzialnością.

Jezus zwykle zadawał trudne pytania. Dotykał tego, co istotne. Oczekiwał od rozmówcy opowiedzenia się za lub przeciw, zajęcia stanowiska. Kiedy stawiał uczniom pytanie ”Za kogo uważają Mnie tłumy?”, można się było domyślić, jakie będzie następne. I to pytanie padło. Od tej chwili wraca wciąż na nowo do każdego człowieka, który spotyka Jezusa. Obok Niego nie można przejść obojętnie. Dziś wielu ludzi wolałoby, żeby pytanie brzmiało jak w teleturnieju ”Kto to jest Jezus Chrystus?”. Można by wtedy odpowiedzieć jakąś formułką wyczytaną w encyklopedii albo w gazecie, usłyszaną w radiu lub w telewizji, znalezioną w Internecie. Ale nie. Ono brzmi inaczej. To jest pytanie osobiste. Chrystus pyta wprost: ”Kim jestem dla ciebie?”. Trzeba bardzo się zastanowić nad odpowiedzią. Jej skutki dotyczą nie tylko najbliższych dni, miesięcy, lat. Sięgają w wieczność. Można Jezusowi odpowiedzieć, że jest dla mnie nikim, najwyżej jakimś nadzwyczajnym człowiekiem, który żył dwa tysiące lat temu gdzieś daleko stąd, i żyć tak, jakby Boga nie było, jakby nie posłał swojego Syna, aby przyniósł ludziom Dobrą Nowinę i ich zbawił. Taka odpowiedź na krótko, tylko na czas ziemskiego życia, daje poczucie niezależności od przykazań i głosu sumienia, możliwość robienia wszystkiego, co mi przyjdzie do głowy, swobodę dokonania każdego draństwa, bez potrzeby poczuwania się do grzechu. Jest też inna odpowiedź. Taka, jakiej udzielił św. Piotr. ”Jesteś dla mnie Mesjaszem, Synem Bożym”. Udzielenie takiej odpowiedzi jest wyznaniem wiary. Przyjęciem Chrystusa do swego życia. Uznaniem Go za swego Pana. Zgodą, że odtąd będę żyć według Jego Ewangelii, że pójdę za Nim. Według ziemskich kryteriów Chrystus nie jest człowiekiem sukcesu, a pójście za Nim nie gwarantuje wygodnego, łatwego życia. ”Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia weźmie swój krzyż i niech mnie naśladuje” – mówi Jezus tym, którzy wybrali wiarę. Wiara ma swój ciężar. To ciężar krzyża. Kto wybiera wiarę w Jezusa Chrystusa, wybiera wąską drogę, pełną trudnych decyzji, cierpień, odrzucenia – czasami nawet przez najbliższych. Chrystus nikomu nie obiecuje, że będzie łatwo. Domaga się od chrześcijanina rezygnacji z dotychczasowego życia. Mówi bardzo stanowczo: ”Kto chce zachować swoje życie, straci je”. I zaraz dodaje: ”A kto straci swe życie z Mego powodu, ten je zachowa”. To znaczy, że otrzyma szczęście wieczne. Pytanie zostało postawione. I nie da się uniknąć na nie odpowiedzi. Nie można jej też odwlekać w nieskończoność. Więc jak? Bierzesz swój krzyż?

Red.