Jako wierzący chcemy być blisko wiary, blisko obietnic złożonych nam przez wiarę i przez Chrystusa, pragniemy ją wyczuwać i być z nią jak najbliżej. Częściej jednak nam się to nie udaje, bowiem pokusy ziemskiego świata, rzeczywistość, w której żyjemy, prowadzą nas bardziej ku złemu niż ku świetlanej przyszłości. Jeśli jeszcze w świątyni lub przechodząc obok niej przeżegnamy się i wymamroczemy coś na kształt modlitwy, to już będąc dalej zapominamy bardzo szybko o wartościach, które powinny nas obowiązywać. Składamy sobie niejednokrotnie obietnice poprawy i chrześcijańskiego zachowania, jednak w obliczu spraw które nas dotykają, a czasami dopadają, frustracja ogarniająca nasz umysł przekracza dopuszczalne granice, nie jesteśmy w takich momentach zdolni do poświęceń.  W podobnej sytuacji stanął prorok Jeremiasz, który skarży się, „Tak, słowo Pańskie stało się dla mnie codzienną zniewagą i pośmiewiskiem.” (Jr 20,8b), lecz jednocześnie odczuwa niemoc wobec miłości do Boga, „Nie będę Go już wspominał ani mówił w Jego imię! Ale wtedy zaczął trawić moje serce jakby ogień, nurtujący w moim ciele. Czyniłem wysiłki, by go stłumić, lecz nie potrafiłem.”(Jr 20,9b).