Wiara, zdrowe zasady i nieustannie rozpalany charyzmat Boży są podstawą naszego chrześcijańskiego życia. A to wszystko spina klamra, którą czytamy i słyszymy w apelu Apostołów, skierowanym do Jezusa: „Panie, przymnóż nam wiary”. Jest pewna logika w tych słowach. Jezus nie gani swoich najbliższym uczniów, nie czyni im wyrzutów, ale zwraca uwagę na to, że już mała iskra wiary, tak mała jak ziarnko gorczycy, może sprawić wielkie rzeczy. Wielkimi krokami zbliżamy się do uroczystego zakończenia trwającego właśnie Roku Wiary. Każda diecezja, wspólnota, parafia na ten czas zaplanowały szereg inicjatyw i propozycji. Dodatkowo zachęceni byli również wierni, by każdy indywidualnie podjął pewne działania mające na celu pogłębienie i umocnienie jego osobistej relacji z Bogiem. I z pewnością wielu mogłoby dziś powiedzieć, że mimo najlepszych chęci i pomysłów, nic szczególnego w jego życiu się nie wydarzyło. Bo problemy w rodzinie jak były, tak są. Bo nieporozumienia z sąsiadami pozostały. Bo pracy nadal nie udało się znaleźć. Bo to, czy tamto. Nieważne, czy to Rok Wiary, czy inny „Rok Okolicznościowy”. Problemy i tak pozostaną. Każda trudna sytuacja ma gdzieś tam bardzo głęboko swoje korzenie w grzesznej naturze człowieka. I żadna inicjatywa kościelna nie jest po to, by jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki problemy odeszły w niepamięć. Wyjątkowość takiego czasu, przeżywanego w kościele polega przede wszystkim na tym, by spojrzeć na nowo na własne życie, na moje miejsce w kościele, na modlitwę, a także na relacje wobec Boga i drugiego człowieka. To takie zwrócenie uwagi na pewne rzeczywistości, o których być może dawno nie myśleliśmy, na problemy, przywary, które włożyliśmy na samo dno szuflady naszego serca z myślą, że może kiedyś tam zajrzymy.