Żyjąc pośród ludzi nierzadko staramy się dostosować nasze czyny i słowa do prawideł, jakie obowiązują w danej grupie. Będąc indywidualistami, poniekąd godzimy się na grupową odpowiedzialność i grupowe myślenie. Czy tak powinno być? Dzisiejsze czytania pokazują nam, jak żyć i jak zachowywać się wobec innych, jak odpowiadać na ataki, jakie zająć stanowisko – jeśli Bóg nas wspomaga. Tylko czy warto odpowiadać na zaczepki, ataki, na nieżyczliwości? Przecież to, co nas wspomaga i prowadzi, to pewne i jasne, ale poza prowadzeniem i wspomaganiem oczekuje od nas posłuszeństwa i jednoznacznej postawy. ”Pan Bóg Mnie wspomaga, dlatego jestem nieczuły na obelgi, dlatego uczyniłem twarz moją jak głaz i wiem, że wstydu nie doznam.” (Iz 50,7). Tak więc wzmacnia nas wobec ataków tych, dla których najważniejsze są sprawy przyziemne i dobra doczesne, ale równocześnie oczekuje czegoś więcej, oczekuje dobrego przykładu dla tych, którzy jeszcze nie wierzą: „Jaki z tego pożytek, bracia moi, skoro ktoś będzie utrzymywał, że wierzy, a nie będzie spełniał uczynków? Czy [sama] wiara zdoła go zbawić?” (Jk 2, 14). Wiara… A jaka jest nasza wiara? Głęboka,  szczera i pociągająca bliźnich ku Bogu czy niedzielna, świąteczna (od święta do święta), taka tylko na pokaz? I o tym Apostoł też mówi „Pokaż mi wiarę swoją bez uczynków, to ja ci pokażę wiarę ze swoich uczynków.” (Jk 2,18). Z kart Ewangelii poznajemy życie Jezusa, to w jaki traktował ludzi, którzy się z Nim spotykali. W ciągu krótkich trzech lat dzielił On swoje życie z Uczniami. Wiedział co robi, bowiem poznawał ich, odpowiadał na ich pytania, rozwiązywał ich wątpliwości, uczył ich modlitwy. Jego bezpośredniość i bliskość, delikatność i miłość dotykała nie tylko uczniów, ale także, celnika, chorych i zdrowych, wszystkich których spotykał.