Jean Paul Sartre w swojej krótkiej autobiografii Słowa opowiada, jak utracił wiarę. Oto jej fragment: „do niewiary nie przywiodły mnie sprzeczności dogmatów, lecz życie. Bo przecież wierzyłem – co dnia klękając w koszuli na łóżku, odmawiałem, złożywszy ręce, swój pacierz, alem o Bogu myślał coraz rzadziej. Kilka lat utrzymywałem jeszcze z Wszechmocnym stosunki oficjalne; prywatnie zaprzestałem składania Mu wizyt. A on coraz rzadziej na mnie spoglądał. W końcu odwrócił oczy! (…) Pragnąłem Boga, dano mi Go. Przyjąłem ów dar, nie pojmując, że Go szukałem. Nie zapuściwszy korzeni w moim sercu, wegetował czas jakiś – potem umarł!”. Jak więc widać, utrata wiary jest procesem, który można zahamować! Setnik z dzisiejszej Ewangelii nie tylko nie stracił wiary, ale ją umocnił tak, że Chrystus powiedział: „Tak wielkiej wiary nie znalazłem nawet w Izraelu”. Zresztą Mistrz z Nazaretu sam pokazywał swoim życiem, jakie znaczenie ma wiara! Jakże w tym kontekście ważne dla współczesnego świata są słowa Jezusa: „Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony”. 

U podstaw tej wiary leży z jednej strony zaufanie, że objawienie jest prawdziwe, a z drugiej – przekonanie o wszechmocy Bożej. Mistrz z Nazaretu przez swoje życie pokazał światu, co to tak naprawdę znaczy. Chrystus swoje zaufanie czerpał przede wszystkim z pewności, że Jego Ojciec jest wszechmocny, że nawet jeśli jest trudno, to Bóg może temu zaradzić. Owo zaufanie czerpał z modlitwy, która Go umacniała. Znamy wiele różnych scen ewangelicznych, które ukazują umocnionego Chrystusa. Pan Jezus swoje zaufanie czerpał także z konsekwencji w realizowaniu powołania. W kontekście Jego postawy można więc zapytać, jaka powinna być nasza wiara, skoro dla Niego ma ona tak wielkie znaczenie. Prawdziwą wiarę ukazuje nam Ewangelia św. Łukasza: wiarę pełną miłości, nadziei, pokory, wiarę, która wypływa z prawdy zasłyszanej w opowieściach. Czyli jednak można zawierzyć opowieściom innych, słowa innych mogą wzbudzić wiarę przepełnioną bezgraniczną ufnością. Pozostaje jednak pytanie, czy my, dzisiaj, jesteśmy zdolni przyjąć do serca Prawdę – Chrystusa, który nas uzdrawia, kocha. Czego nam trzeba, by otworzyć się na Chrystusa? By naprawdę otworzyć się na Jego miłość? Zrozumienia, że w Chrystusie żyjąc, będziemy z Bogiem, że z Chrystusem wędrując, pójdziemy w kierunku Boga. To jedyna droga prowadząca nas ku najważniejszemu celowi – ku Zbawieniu. Możesz wiele słów w życiu wypowiedzieć. Możesz mieć władzę nad ludźmi. Jednak w momencie doświadczenia własnej bezradności, dostrzeżesz, że tylko w Bogu możesz pokładać jedyną nadzieję. A on – czyż nie uczyni według Twojej wiary? Problem we współczesnym świecie polega na braku zakorzenienia swojego życia w Jezusie Chrystusie. Przechwalamy się umiejętnościami, zdolnościami, talentami. Mówimy wiele o sobie. Każdy przedstawia swój punkt widzenia wobec określonej sytuacji w społeczeństwie. Wielu z nas jest gotowych reformować cały świat. Wystarczy jednak chwila kryzysu, smutku, aby przekonać się, że wobec otaczającej nas sytuacji jesteśmy bezradni. Wystarczy, że ktoś bliski poważnie zachoruje, a wtedy zauważymy, że na nic się zdadzą nasze słowa, bogactwa, zdolności. O tym samym przekonał się setnik z dzisiejszej Ewangelii. On uwierzył i zaufał Chrystusowi, a Ty?

Red