Życie chrześcijanina nie jest usłane różami i często wpisane jest w nie poszukiwanie Bożych znaków, wskazówek, podpowiedzi oraz poruszanie się po świecie niczym drodze, przy której stoją Jego drogowskazy, na które człowiek powinien zwracać baczną uwagę, czytać je uważnie i starać się prawidłowo odczytać to, co Bóg może mieć nam do powiedzenie, ale mimo wszystko, nie zawsze dociera do nas sens Bożego przekazu. Często nie jest to wcale nasza wina, ale jednak, coraz częściej sami zamykamy oczy, usiłujemy nie widzieć, udajemy, że nic do nas nie dociera. Współczesny świat nie zawsze pozwala nam na to, by widzieć go takim, jakim jest naprawdę, ale jeszcze częściej sami zamykamy oczy i udajemy, że nie widzimy znaków, które On nam daje. Tak jest wygodnie. Po co pakować się w problemy związane z możliwością niezrozumienia, ośmieszenia, wytykania palcami? Po co głosić Jego słowa, skoro powołani są do tego kapłani? Niech oni się tym zajmą, JA mam wiele własnych spraw na głowie, chcę normalnie żyć, uznanie za wariata nie jest mi do niczego potrzebne. Nie chcę, nie słyszę, nie widzę, nie mówię… Oczywiście jest to uogólnienie i ten problem nie dotyczy nas wszystkich, ale jednak warto się zastanowić, czy ilość osób odwracających od Niego wzrok na pewno nie jest zatrważająca.