Każdy człowiek, bez wyjątku, boleśnie doświadcza skutków grzechu pierworodnego, ale jeszcze boleśniej doświadcza skutków swojej osobistej grzeszności, słabości, wad i błędów. Często ogarnia nas zniechęcenie i wręcz beznadzieja: nie wierzymy już, że w naszym życiu coś mogłoby się radykalnie zmienić na lepsze. Podejmowaliśmy już bowiem tyle prób, robiliśmy tyle postanowień, a jednak grzechy wciąż się powtarzają, a nieraz nawet nasilają. Czy to ma sens? Czy warto tyle się męczyć, walcząc z grzechem, skoro efekty są tak mizerne, albo wręcz żadne? Odpowiedź na te wątpliwości niosą nam biblijne czytania dzisiejszej uroczystości oraz osobisty przykład Maryi Niepokalanie Poczętej. To prawda, że każdy grzeszy, ale Bóg nie pozostawia nas w tej trudnej sytuacji samych: obiecuje nam swoją pomoc i wzywa nas do świętości. Tyle, że świętości nie należy rozumieć jako bezgrzeszności, i to jeszcze osiąganej jedynie własnym wysiłkiem.